Chronik/Kronika 2002
Przegląd
Tytuł: Cud na Kahlenbergu
Autor: Piotr Gadzinowski
Data: 2002-09-16
Numer: 37/2002
Z gadziej perspektywy
Cud na Kahlenbergu
Było to roku 2002, ósmego września, w sam dzień świętego Radosława, a tak pamiętam, jakby się to działo onegdaj. Słuchaliśmy mszy świętej w kościele na wiedeńskim Kahlenbergu, kościele księdza dobrodzieja rektora Jerzego Smolińskiego. Kościół był jak nabity szlachtą, którym mnóstwo panów przewodziło. Siedzieli w ławach marszałek Senatu, profesor Pastusiak, Longinem ze swej postury zwany, bojownik wielki o sprawy Polonii na wszechświecie, i pani ambasador doktor Teresa Lipowicz, niewiasta na rakuską ziemię rzucona, by ani skrawka sukna Rzeczypospolitej tam oderwać nie dała, i pan oficer ochrony, i wielu, tak wielu mężów i niewiast też znakomitych, że skóry wołowej by nie starczyło – tyluż, że i na sejmach więcej nie widziałem. My siedzieli w ławkach, a oni stali, bo ścisk był okrutny.
Ludzie patrzyli, śpiewali wtór i niektórzy panowie też, a ksiądz Józef biskup doktor Zawitkowski, z dalekiego Łowicza, przemówił i mówił ku chwale Ojczyzny naszej, ku Unii, o polskim ciężarze na tym wyboistym gościńcu. I kiedy już godni Ciało Pańskie przyjęli, niegodni po trzykroć i siedmiokroć błogosławieni biskupem byli, wyszliśmy procesją pod księdza rektora przewodem na plac kahlenberski szlachtą i panami nabity niczym czernią w żydowskiej karczmie. I wszyscy do nóżek padliśmy pani Zofii Beklen, w miasteczku Wiedniu słynnej Prasidentin Wiedeńsko-Krakowskiego Towarzystwa Kulturalnego, łzami z radości zalaliśmy się i kolana jej ucałowaliśmy. Bo wielka to niewiasta, sama jedna wpierw dożynki polsko-rakuskie, a także czeskie, słowackie i madziarskie na Heldenplatzu wyprawiła, poloneza wodziła, rakuszanom chwalbę naszą wskazując, a potem na kahlenberskim placu też. I padliśmy pod urokiem dzieweczek i niewiast znamienitego, sławnego aż po maltańską stronę Zespołu Pieśni i Tańca im. Wandy Kaniorowej „Lublin“ przez Zofię na Kahlenberg zawiedzionego, na samym Akermanie znanego, od którego tupania do dziś Budziak cały huczy, i do nóg sobie padliśmy, łzami zalaliśmy się i wielce radowaliśmy się, że Ojczyzna nasza, choć niebożę, to wielka jest, bo takie białogłowy i dzieweczki ma. A potem jeszcze dzieciątka z Promyczków zapląsały i przesławny chór Victoria z samej stolicy, Warszawy naszej, zagrzmiał i miód na serce nam kapał, kapał, kapał.
I wtedy janczarskie piszczałki zaświstały, bębny osmańskie zahuczały i Turcy bisurmany na kahlenberską parafię wpadli. „Chryste Panie!“, niejeden zakrzyknął, niejeden po nieobecną szablę do boku sięgnął, niejedna „panie Wołodyjowski“ zaszeptała.
Ale to nasi Turcy byli, z wiedeńskiego zespołu El-Ele przez cudownej urody panią Sofiję Beklen, Polkę naszą ukochaną, przywiedzeni. I Turcy ku chwale naszego pojednania na kahlenberskim wzgórzu nam zagrali, nam zatańczyli, nam zaśpiewali, bo było, co było, ale wszyscy we wspólnym imperium, Unią Europejską zwanym, niebawem będziemy. My wcześniej, Turcy ciut później. I ja do nóg im padłem, dary od Sejmu naszego przekazałem i po trzykroć zakrzyknąłem: „Turcy, przyjeżdżajcie do Rzeczypospolitej!!!“ Teraz już można. A wtedy pan marszałek medal wielki Turkom przekazał na znak przyjaźni i jedności naszej. I pani ambasador Turków do Rzeczypospolitej przycisnęła i wycałowała serdecznie, i wreszcie biskup doktor Zawitkowski każdej Turczynce i Turkowi święty obrazek Maryi naszej z błogosławieństwem wręczył, a nawet zbiór swoich felietonów dostępny na stoisku polecał. I chwała wspólna ku niebu rosła. Bo pierwszy raz od 319 lat na kahlenberskim wzgórzu Polacy i Turcy społem biesiadowali, nawet za brody się nie targając.
I chwała wielka Zofii Beklen, która więcej dla promocji polskiej kultury robi niż niejeden instytut kultury. Robi to bez grosza ze skarbu Rzeczypospolitej.
Piotr Gadzinowski
- Już w kraju naszym, przez telewizję polonię usłyszałem, że dożynki zorganizowało tzw. Forum Polonii. Wstyd i sromota, panie i panowie, pierś ku orderom wystawiać, palcem przy dożynkach nie kiwnąwszy.
Wlewka
Pierwszy raz od 319 lat na kahlenberskim wzgórzu Polacy i Turcy społem biesiadowali, nawet za brody się nie targając.
Dziennik Polski
Kultura 25-10-2002
Krakowianie w Wiedniu
Prawdy najprostsze maja te zalete, ze sie zawsze sprawdzaja, no, prawie zawsze. Mowi sie na przyklad, ze kultura laczy narody; potwierdzily to Dni Krakowa w Wiedniu, nie tylko zblizyly mieszkancow obu miast, ale i podzielona Polonie.
Na wystep Piwnicy pod Baranami przyszlo prawie tysiac osob, w tym wielu Austriakow, a biletow brakowalo od tygodnia, na „Godzinkach“, skomponowanych przez artyste tego kabaretu, Piotra „Kube“ Kubowicza do wierszy Rainera Marii Rilkego piekny kosciol Votivkirche wypelnil sie ponoc rekordowo, tloczno bylo na prezentacji prac krakowskiego Miedzynarodowego Triennale Grafiki, polaczonej z wernisazem portretow fotografika Krzysztofa Gieraltowskiego, warszawskiego wprawdzie, ale pokazujacego w niemalej czesci postaci krakowskie – i to w miejscu tak prestizowym, jak Vienna Art Center.
– Nigdy jeszcze Polacy nie prezentowali sie w tej galerii, gdzie wczesniej pokazywano wystawe poswiecona 1000 lat Austrii czy prace Leonarda da Vinci – podkresla z satysfakcja Zofia Beklen ktora byla koordynatorem Dni z ramienia Wydzialu Kultury Miasta Wiednia. Na co dzien jest prezesem Wiedensko-Krakowskiego Towarzystwa Kulturalnego, ktore zawiazala z grupa przyjaciol trzy lata wczesniej, odchodzac z Forum Polonii Austrii, gdzie zasiadala w zarzadzie i przewodniczyla Radzie Kultury. Uznala, ze dzialajac na niwie kultury ponad podzialami zrobi wiecej.
I robi; ot, na Kahlenbergu dozynki w rocznice odsieczy wiedenskiej. – W tym roku zorganizowalismy je razem z Turkami; 12 wrzesnia Polacy z Turkami tanczyli… – dodaje z przewrotnym usmiechem w oczach. I jest moze w tym i pierwiastek osobisty, jako ze w swym 20-letnim zyciu na emigracji ma Zofia iBeklen pobyt w kraju nad Bosforem, i malzenstwo…
Trwajace w dniach 17-19 paxdziernika Dni Krakowa w Wiedniu nie byly pierwsze, ale mialy wiekszy rozmach, wlasnie za sprawa miejsc, jak i samego programu. Zofia Beklen nie kryje, ze byly wokol tego spory z przedstawicielami krakowskiego magistratu, ale w sumie postawila na swoim. – Wszystkie miejsca wybralam sama, cudem je zdobywajac – mowi. – Cudem, znajomosciami i dobra marka, jaka Zosia tu ma – dodaje „Kuba“ Kubowicz, ktory zanim zjechal do Krakowa, sam spedzil w Wiedniu wiele lat. Umie zatem docenic, czym sa dla wiedenczykow i Votivkirche, i MuseumsQuartier, gdzie wystapila Piwnica, i polozony w samym centrum miasta plac Freyung, gdzie spektakl „Zapach czasu“ dal Teatr KTO… I usytuowane w podziemiach tego placu sale Vienna Art Center, gdzie przez dwa tygodnie pokazywane sa dwie wspomniane wystawy. Ich wspolnemu wernisazowi towarzyszyl wystep zespolu Jazz Band Ball Orchestra, znakomicie przyjmowanego przez austriacko-polska publicznosc. A przeciez i wystep wokalisty Marka Balaty z Piotrem Wylezolem, Maciejem Adamczakiem, Sebastianem Frankiewiczem oraz austriackim saksofonista Heinrichem von Kalneinem w wypelnionym jazz clubie „Reigen“ nalezy umiescic w tym kontekscie; wszak grywali tam tacy giganci jazzu jak Branford Marsalis, Don Cherry, Joe Pass. Goscinnie, i udanie, dodajmy, zaprezentowala sie z Balata Karolina Styla, takoz wokalistka z Krakowa, acz studiujaca w Grazu, a w planach majaca dalsza edukacje muzyczna az w Nowym Jorku…
Pomysl Dni zrodzil sie w urzedach obu miast – prezydent Andrzej Golas szczyci sie wszak Wielkim Zlotym Krzyzem za Zaslugi na rzecz Republiki Austrii; byl zatem obecny wraz z burmistrzem Wiednia Michaelem Häuplem na uroczystej inauguracji Dni w wiedenskim ratuszu. Przybyli tez m.in. dr Andreas Mailath-Pokorny – odpowiedzialny w ratuszu za kulture i nauke, dr Bernhard Denscher, dyr. Wydzialu Kultury, dr Haydar Sari, kierujacym tamze referatem zajmujacym sie stosunkami kulturalnymi pomiedzy narodami, i Marek Rzeszotarski, minister pelnomocny Ambasady Polskiej w Wiedniu, i wielu przedstawicieli Polonii: Mieczyslaw hrabia Ledochowski, i prof. dr Adam Zielinski… A blasku oficjalnym wystapieniom dodali fantastyczni akordeonisci z Motion Trio; powszechny byl zal, ze nie dali oni samodzielnego recitalu, niestety, muzycy udawali sie tego samego dnia do Rzymu.
– Dla nas Dni Krakowa sa caly czas – tlumaczy ZofiaBeklen . Wzeszlym roku jej towarzystwo zorganizowalo 16 imprez; wystapili w Wiedniu Andrzej Sikorowski z Grzegorzem Turnauem, Leopold Kozlowski z Marta Bizon i Katarzyna Jamroz dali piekny koncert w synagodze, na ktory zabraklo biletow. Ale tez promuje austriackich artystow w Polsce. Bo Wiedensko-Krakowskie Towarzystwo Kulturalne ma w swym gronie (ok. 50 osob – w tym prof. Zielinski, hrabia Ledochowski, pianistka prof. Elzbieta Wiedner-Zajac) i Austriakow. Te wzajemne kontakty daja i rozeznanie, co wiedenczykom warto proponowac. Wlasnie kierujac sie i oczekiwaniami Austriakow upierala sie Zofia Beklen, by koniecznie w ramach Dni wystapila Piwnica pod Baranami. Wspieral ja w tym byly konsul generalny Republiki Austrii w Krakowie dr Emil Brix; nie mylili sie.
Generalnie trud zorganizowania tych Dni sie oplacil (doslownie wziely to na siebie wladze obu miast i Wiedensko-Krakowskie Towarzystwo Kulturalne, ktore finansowalo m.in. artystom diety). Dni Krakowa ozywily ponadto oferte polskiej kultury w Wiedniu. Od wielu osob, takze Austriakow – w tym bylego attaché kulturalnego w Krakowie Remberta Schleichera, slyszalem, ze w czasach, gdy Instytutem Polskim kierowali Boleslaw Faron czy Ewa Lipska, krakowianie, placowka ta pulsowala na okraglo; teraz, pod kierownictwem Stanislawa Jacka Burasa znacznie ucichla.
– Dni Krakowa byly najwieksza prezentacja Polski w ramach trwajacego Roku Polskiego w Austrii, otrzymuje bardzo wiele podziekowan i gratulacji od wiedenczykow i Polonii – mowi z satysfakcja Zofia Beklen.- Bylismy dumni z naszej polskiej kultury, Krakow zaprezentowal sie godnie, jak na stolice polskiej kultury przystalo!
Szkoda jedynie, ze na wystep KTO przyszlo zaledwie pareset osob; a wszak na spektaklach Jerzego Zonia bywa i wielotysieczna widownia… Coz, zimno i deszcz odstraszyly pewnie czesc widowni.
Za to na koncert piwniczan walily tlumy. To byl prawdziwy rekord popularnosci polskiej imprezy. 3,5-godzinny koncert, z piosenkami w kilku jezykach, prowadzony przez Marka Pacule i po niemiecku przez Liliane Niesielska z Wiednia wywolal goraca owacje. Pewnie z duma zamykal o polnocy Dni Krakowa wiceprezydent Krakowa Pawel Zorski, obecny przez te trzy dni w stolicy Austrii.
– Wiekszosc zaprezentowala sie znakomicie, pare osob slabiej, ale generalnie Piwnica wypadla swietnie – oceniali m.in. mieszkajacy w Wiedniu juz dwie dekady ekskrakowianie – prof. dr Jozefa Antonina Wesierska-Gadek i jej maz Grzegorz, inzynier – humanista, organizujacy np. spotkania poetyckie Leszka Aleksandra Moczulskiego.
– Koncepcja Dni Krakowa polegala na pokazaniu w Wiedniu tego, czego nie znaja jego mieszkancy, a czym Krakow moze sie szczycic: grafika, poezja spiewana, jazz, teatr uliczny. To miala byc zarazem oferta dla kazdego – mlodych i starszych, Polonii i rdzennych wiedenczykow. I dlatego staralismy sie, w miare mozliwosci, o jakis akcent austriacki – u Balaty, na Triennale, w „Godzinkach“, gdzie wystapil znany aktor Fritz von Friedl… – podkresla Zofia Beklen. Minely juz dwie doby od zakonczenia Dni. Ona nadal nimi zyje.
WACLAW KRUPINSKI